Wrzesień rozpoczął się u mnie intensywnie: dużymi zmianami, ciekawymi spotkaniami, dużą ilością pracy oraz świętowaniem. Wracam jednak do Was z nowymi treściami, tym razem co nieco o tym, jak kwestie dotyczące swojego bezpieczeństwa traktują goście hotelowi.
Optymistycznie rozpoczął się ten poniedziałek – rano dostałam wiadomość od Czytelnika, z opisem alarmu pożarowego, którego był świadkiem w miniony weekend. Czytałam z uśmiechem. Tej historii brakowało w TOP 10 reakcji na alarm pożarowy.
Uśmiechnijcie się i Wy 🙂
Możliwość bezpiecznej ewakuacji osób przebywających w obiekcie w przypadku pożaru stanowi priorytet działań w zakresie ochrony przeciwpożarowej. To zdanie napisałam na stronach tego bloga już co najmniej raz, i zapewne napiszę to jeszcze wielokrotnie. Jednak nie zawsze spełnienie wymagań stawianych w przepisach przeciwpożarowych i budowlanych wystarczy, aby użytkownicy obiektu bezpiecznie go opuścili w przypadku zagrożenia. Widzę tu przynajmniej dwie kwestie wpływające na ostateczny przebieg ewakuacji – reakcję osób zdolnych do samoewakuacji na ogłoszony alarm oraz organizację ewakuacji dla osób do niej niezdolnych. O pierwszym aspekcie już kilka zdań zostało tu napisane (TOP 10 reakcji na alarm pożarowy; Psychologia ewakuacji: dlaczego ludzie nie reagują na alarmy pożarowe?) Tym razem troszkę o organizacji ewakuacji osób wymagających szczególnej uwagi – na przykładzie pacjentów szpitali.
Skąd taki temat? Zrodził się po wizycie w pewnym szpitalu.
Sytuacja z pewnego hotelu w Krakowie, nadesłana przez Czytelnika, w nawiązaniu do moich wrażeń z ostatniej wizyty w szpitalu.
Chciałam coś sobie uporządkować, ułożyć, zrozumieć – i tylko nabałaganiłam. Rzecz dotyczy scenariusza pożarowego/rozwoju zdarzeń na wypadek pożaru/rozwoju pożaru. W najnowszym rozporządzeniu w sprawie uzgadniania projektu budowlanego pod względem ochrony przeciwpożarowej, wprawdzie objawiła się dość szczegółowa definicja tego opracowania (przyznam, że jak dla mnie – nawet ładna), jednak nie wyjaśnia to wszystkich moich wątpliwości.
Byłam niedawno w jednym z publicznych warszawskich szpitali. Jak później wyczytałam, rok budowy tego gmachu to 1901. W oczekiwaniu na lekarza pozwiedzałam kilka starych korytarzy.
Zupełnie przypadkiem trafiłam na tę fotografię. Gdzieś, przewijając masę głupkowatych, zwykle bezwartościowych treści, statusów, aktualizacji. Zdjęcie, na którym zobaczyłam wymierny sens działania na rzecz ochrony przeciwpożarowej. Pokazujące, po co to wszystko.
Zdrowie mi ostatnio nie dopisuje, stąd mała przerwa w aktywności na blogu. Dziś jednak zebrałam się na tyle, aby Wam przedstawić wakacyjną ciekawostkę.
Ot, co mi życie dziś przyniosło: kolejny powód, aby unikać przychodni.
Najnowsze komentarze