Prewencja inaczej

Psychologia ewakuacji: dlaczego ludzie nie reagują na alarmy pożarowe?

Kilka lat temu trafiłam na bardzo ciekawy film dokumentalny, traktujący o psychologicznych aspektach ewakuacji ludzi. Zapisałam sobie link do tego materiału nie wiedząc, kiedy i po co mi się przyda. Moment ten nadszedł, gdy wymyśliłam blog-ppoz.pl. Hasło „psychologia ewakuacji” zapisałam jako jedno z pierwszych wśród moich notatek dotyczących bloga. Ad rem: poniżej film i jego streszczenie.

znka_ewakuacyjny

Polecam obejrzenie pierwszych 15 minut, ale jeśli naprawdę nie masz ochoty, lub barierą jest język angielski – poniżej przygotowałam krótkie streszczenie. Ale raz jeszcze podkreślę – przekaz obrazem jest zdecydowanie lepszy, mocniejszy.

FILM

Profesor Ed Galea z University of Greenwich, ekspert w zakresie ewakuacji, twierdzi, że meldując się w hotelu zawsze prosi o pokój położony poniżej szóstego piętra. Powód? Drabiny strażackie zwykle sięgają maksymalnie do tej właśnie kondygnacji. Nosi ze sobą maskę ochronną. Po odebraniu kluczy sprawdza drogę ewakuacyjną ze swojego pokoju. Liczy drzwi, które musi minąć, zanim dojdzie do klatki schodowej. Dlaczego? Bo przy dużym zadymieniu widoczność może być tak ograniczona, że może stracić orientację i nie trafić. Zawsze pokonuje całą drogę ewakuacyjną, do samego wyjścia, chcąc uniknąć sytuacji, że w razie alarmu będzie musiał iść tą drogą po raz pierwszy. Wariat? Nerwica natręctw?

Every second can mean the difference between life and death

Profesor przytacza przykład pożaru w sześciopiętrowym budynku sieci Woolworth w Manchesterze w roku 1979. W momencie pożaru w sklepie Woolworth było 500 osób, zginęło 10 z nich, a 47 zostało przewiezionych do szpitala z obrażeniami. Galea opowiada, że pomimo, iż ludzie będący w restauracji na drugim piętrze widzieli i czuli dym oraz słyszeli alarm pożarowy – zamawiali i jedli dania. Chcieli zjeść posiłek przed ewakuacją.

„Ludzie często myślą, że mają więcej czasu na ewakuację, niż mają w rzeczywistości. To tzw. syndrom przyjaznego pożaru”. Syndrom przyjaznego pożaru prawdopodobnie miał swój wpływ na ilość ofiar w jednym z największych ostatnimi czasy pożarów – po uderzeniu samolotów w wieże World Trade Center. Świat obserwujący samoloty wbijające się w budynki WTC był świadom ogromnego niebezpieczeństwa ludzi znajdujących się wewnątrz. Natomiast ludzie w wieżach zwlekali z ewakuacją nawet do 40 minut! Kończyli pisać maile, wyłączali komputery, korzystali z toalety…

Someone else surely going to say something… Soon

Profesor John Maule z Leeds Univeristy: “Jednym z powodów ignorancji alarmu pożarowego jest poczucie, że wypadnę na głupka, jeśli nikt inny nie zareaguje na alarm”. Cóż, jakby nie patrzeć, większość alarmów pożarowych to fałszywe alarmy. Więc czemu ja mam wstać od biurka jako pierwszy?

Peer pressure  – to presja ze strony otoczenia. Jej moc po raz pierwszy została zbadana podczas eksperymentu przeprowadzonego w Nowym Jorku w latach 60. Ochotnicy czekali na rozpoczęcie eksperymentu naukowego nie wiedząc, że ten już się zaczął. Badacze podłożyli dym pod drzwi pokoju, w którym przebywali ochotnicy i obserwowali, jak długo ludzie będą zwlekać z ewakuacją. W pierwszej części doświadczenia uczestnicy opuścili pomieszczenie po wykryciu dymu przez czujki i włączeniu się alarmu pożarowego. 75% osób się ewakuowało.

W drugiej części wśród uczestników obecni byli aktorzy, którzy otrzymali polecenie nie reagowania na dym. Skutek? Tylko 10% osób się ewakuowało. Wielu czekało z reakcją bardzo długo. Nawet do momentu, że gęstość dymu powodowała takie ograniczenie widoczności, że nie widać było wyciągniętych przed siebie rąk.

12 komentarzy

Czyli jak to? Rozważamy róże warianty alarmowania i ewakuacji, porównujemy możliwe scenariusze pożarowe, liczymy i szacujemy wymagany czas bezpiecznej ewakuacji, porównujemy go z dostępnym czasem bezpiecznej ewakuacji, wykonujemy symulacje i multisymulacje, uznajemy budynek za zagrażający życiu ludzi na podstawie szerokości dróg ewakuacyjnych… Czyli dokładamy wszelkich starań, aby zapewnić ludziom warunki bezpiecznej ewakuacji. Jednak to od nich samych zależy, czy z nich skorzystają. Tu na szczęście mamy możliwość uświadamiania użytkowników obiektów – poprzez szkolenia ppoż., zapoznawanie ich z instrukcją bezpieczeństwa pożarowego, praktyczne sprawdzenia organizacji oraz warunków ewakuacji z budynku.

Pięknie spuentowane „Tu na szczęście mamy możliwość uświadamiania użytkowników obiektów – poprzez szkolenia ppoż., zapoznawanie ich z instrukcją bezpieczeństwa pożarowego, praktyczne sprawdzenia organizacji oraz warunków ewakuacji z budynku.”
Tutaj pojawia się okazja aby przypomnieć wszystkim „pożarnikom” – uświadamiajcie ludzi, taka jest nasza rola – organizujcie szkolenia, przeprowadzajcie próbne ewakuacje – namawiajcie zarządców obiektów, pracodawców aby to robili – świadomość ludzi, nie związanych z ochroną przeciwpożarową, o zagrożeniach jakie mogą wystąpić w obiektach, jest na bardzo niskim poziomie.
Śmiem pokusić się o takie stwierdzenie – szkolenia przeciwpożarowe w naszym kraju to fikcja, ustawa o ochronie przeciwpożarowej nakazuje organizowanie takich szkoleń, ale nikt nie organizuje typowych szkoleń, zawsze wciska się parę minut do szkolenia BHP, gdzie „behapowiec” przypomni uczestnikom szkolenia, że gaśnica jest koloru czerwonego, instrukcja ppoż. wisi w korytarzu, a ogień parzy (z całym szacunkiem do służb BHP).
Obiekty wyposażamy w coraz to nowsze i inteligentniejsze system ochrony – ale to nie pomoże jak człowiek nie przećwiczy swojej roli, jaką ma odegrać w tym scenariuszu jaki pisze życie.

@mz-insp – dziękuję za komentarz.
Sama dwukrotnie byłam świadkiem reakcji (albo raczej – braku reakcji) ludzi na alarm pożarowy. Wyobraź sobie moje zdumienie, gdy po rozbrzmieniu komunikatu z DSO o wykryciu zagrożenia pożarowego wyszłam z budynku. Jako jedyna, no może prawie-jedyna.

Dlaczego mnie to nie dziwi? Ja również swego czasu załapałem się na alarm w szpitalu, na oddziale dziecięcym – sygnalizatory wyją, ludzie siedzą. Wyleciałem do dyżurki pielęgniarek zapytać co się dzieje, a one spokojnie siedzą i mówią, że to się zdarza. Dlaczego znieczulamy się na sygnały? Przecież tu chodzi o nasze życie. Brak świadomości tego, co nam grozi.

Historia zasłyszana od znajomego.
Centrum handlowe. W pewnym momencie słychać komunikat z DSO o treści: „W innej części budynku wykryto zagrożenie pożarowe. Proszę pozostać na swoich miejscach, ten obszar jest bezpieczny”. Reakcja? Ludzie się ewakuują.

Ze szkoleniami i ćwiczeniami też trzeba rozważnie. Jak będzie ich za dużo, to znów efekt może być taki, że nikt nie zareaguje „bo to na pewno ćwiczenia”.

Z takich fajnych zagrywek podczas ćwiczeń polecam:
a) przy każdym wyjściu ewakuacyjnym ustawić ochroniarza ze stoperem. Po 4 minutach każdej osobie która wychodzi z obiektu zakłada czarną opaskę na rękę. Podczas podsumowania w punkcie zbornym prosi się wszystkie osoby z czarnymi opaskami o podniesienie ręki – szanowni państwo, właśnie ponieśli państwo śmierć w płomieniach/ w wyniku toksycznych oparów/ zatrucia dymem – niepotrzebne skreślić lub dodać swoje.
b) zrobić symulację osoby nieprzytomnej znajdującej się na drodze ewakuacyjnej – dużo osób daje się ponieść emocjom i zostaje przy poszkodowanym albo próbuje go wynieść na zewnątrz opóźniając swoją ewakuację (lub ją uniemożliwiając – kto miał do czynienia z 80kg lejącego się, wiotkiego ciała wie o co chodzi)

4 minuty to było wewnętrzne założenie firmy. Raczej nie poparte głębszymi założeniami czy analizami. 😉

Ciekawy tekst. Z jednym się jednak nie zgodzę… Jeśli chodzi o WTC, to tam nie było żadnego „syndromu przyjaznego pożaru”. Pożar jaki wybuchł w skutek uderzenia samolotu najpierw w pierwszą, a następnie w drugą wieżę zupełnie odciął piętra powyżej. Natomiast opieszałość w ewakuacji z budynków wynikała przede wszystkim stąd, że administracja zaleciła pracownikom pozostanie na miejscach. Ponadto w wielu przypadkach miał miejsce mechanizm wyparcia zagrożenia (o czym wkrótce będę pisał na moim blogu).
Zapraszam na mojego bloga, bowiem czasami poruszam tematy pokrewne, które mogą Cię zainteresować.
Tutaj np. pokrótce pisałem o analizach różnych katastrof z udziałem tłumu: http://bezpiecznywtlumie.pl/jesli-nie-panika-tlumu-to-co/
Natomiast tutaj o Ricku Rescorli, który z WTC wyprowadził blisko 3000 osób: http://bezpiecznywtlumie.pl/zapomniany-aniol-stroz-z-wtc/

Dziękuję za komentarz. Czas trwania ewakuacji, o którym piszesz, to bardzo istotny jej aspekt. Korzystając na co dzień z wind w budynkach wysokich i wysokościowych, nawet nie zdajemy sobie sprawy, ile potrzeba czasu na wyjście z budynku po schodach, o ile w ogóle mamy świadomość, gdzie te schody są. W niektórych budynkach w scenariuszach pożarowych uwzględniane jest automatyczne zamykanie drzwi do holi windowych w przypadku alarmu pożarowego, aby ludzie nie kierowali się do wind, które w czasie pożaru nie działają. Wielu ludzi przeżywa wtedy zdziwienie i konsternację – była winda, nie ma windy, co mam zrobić? Ludzie zawsze będą chcieli ewakuować się tą samą drogą, którą przyszli.